Jakiś czas temu mówiliśmy i pisaliśmy o słynnych listach wiceprezydenta Bartoszewicza do dyrektorów gdyńskich szkół z informacją, o ile muszą zmniejszyć swoje wydatki w nowym roku. Było to o tyle szokujące, że pojawiły się one niemal natychmiast po uchwaleniu budżetu na 2022 rok (czyli już wtedy było wiadomo, że zapisy są nierealne tylko to przemilczano, by nie było przedmiotem publicznej dyskusji). Szokująca była też skala wymuszonych oszczędności, sięgająca w sumie kilkudziesięciu milionów złotych, a w skali konkretnej szkoły – nawet ponad milion. Wielu dyrektorów postawiono przed dramatycznymi wyborami. Wspominał o tym także ostatnio radny Ireneusz Trojanowicz podczas dyskusji nad raportem o stanie miasta.

To, że oszczędności wymuszą likwidacje wielu zajęć pozalekcyjnych było dość oczywiste, choć i tak przykre i obniżające jakość gdyńskiej edukacji. To, że zniknęły lekcje dodatkowe z niektórych przedmiotów to też przykra konsekwencja. To, że w niektórych szkołach nie zezwolono na tworzenie np. tylu oddziałów zerówkowych, ile można było utworzyć, to już spora niedogodność dla rodziców i dzieci. Tak było choćby w SP 34. Ale pojawiają się jeszcze bardziej zagadkowe sytuacje.

Rodzice klas trzecich w SP 16 na Pustkach Cisowskich dość przypadkowo przy końcu roku szkolnego dowiedzieli się o tym, że od nowego roku szkolnego z czterech istniejących klas powstaną trzy, a dzieciaki zostaną na nowo rozrzucone po oddziałach. Zszokowani poprosili o spotkanie i wyjaśnienie przyczyn tej sytuacji, czy jest jakieś pole do dyskusji i jak cała operacja ma wyglądać. Otrzymali informacje, że nie ma o czym dyskutować, że decyzja została podjęta na poziomie Urzędu Miasta i należy ją zrealizować. A powodem są po prostu wymuszone oszczędności.

Rodzice nigdy się nie dowiedzą, czy to konkretne rozwiązanie zasugerował urząd miasta, wskazując przy zatwierdzaniu arkuszy organizacyjnych, że w klasie 4 mają być trzy oddziały, czy zdecydowała o tym dyrekcja zmuszona do oszczędności. Widać jednak duży dystans szkoły do tej decyzji, stąd wskazywanie jako jej źródła miejskich urzędników. Zatem trwa zaciskanie pasa, dzieciaki są oczywiście zdezorientowane i zmartwione nie wiedząc z kim z koleżanek i kolegów spotkają się od września, rodzice też są dalecy od zachwytu, a urząd milczy. Niewygodna misja została zrzucona na dyrektorów a właściwy wiceprezydent może dalej opowiadać o niezwykłym gdyńskim standardzie edukacyjnym. Szkoła informuje, że tylko na tym jednym poziomie dokonano zmiany i pozostaje wierzyć, ale sytuacja zdecydowanie niepokoi.

Niestety, okręt zwany Gdynią coraz mocniej nabiera wody. Okoliczności są trudne, a decydenci wolą o tym nie mówić, nie wskazywać decyzji, które sami podjęli, a dyrektorzy zostają sami. Znów oszczędności dzieją się nie tylko w złym trybie, ale kosztem dzieci.